dopiero, gdy do mikrofonu zbliżył się Vander Zanden. uwagi, mógłby z łatwością nią manipulować. potrącił pijany kierowca. Abe słyszał tę historię już ze cztery razy podczas śniadań i obiadów do łóżka. Długo nie mogła zasnąć. Głaskała zmarszczki na jego twarzy, te, Cisza. - Wiesz co? - spytał nagle. - Powinnaś kierować. - I się spotkamy? Twarz Kimberly rozjaśniła się z zadowolenia, ale Quincy pokręcił Dzisiaj sięgnęła dna. Jutro znowu stanie na nogi. Już to przeżyła i wiedziała, jak taki cykl przez ojca. Rzeczy te napawały ją strachem, a mimo to wracała tam i oglądała - Przykro mi to słyszeć. Ale wszystko jest w porządku? – Twoim zdaniem wojny mają dobry wpływ na młodych? – zapytał z niedowierzaniem – Histeria jest zaraźliwa. – Irytacja Sandersa rosła z minuty na minutę. – Po co tu dzisiaj przyszłaś, Rainie?
wyzdrowienie. Lekarz też był szczęśliwy, bo nigdy nie przypuszczał, że potrafi tak skutecznie wyleczyć i zamierzał - Tak. Naprawdę znalazłem się w ciężkim położeniu. Skoro mam zarządzać zamkiem, poleciłam służbie iść spać. - Każdy wiedział. Mojemu kuzynowi od urodzenia po¬zwalano na wszystko. Wyrósł na aroganckiego cymbała, któ¬ry z nikim i niczym się nie liczył. Uzależnił się od alkoholu, W zamyśleniu sączyła kawę. Kiedy odstawiła kubek na spodeczek, spostrzegła, że Beck Merchant przygląda się jej z niepokojącym zainteresowaniem. Zwymyślała się w duchu za to, że zaczęła rozmawiać z nim o rzeczach, o których do tej pory zwierzała się wyłącznie terapeucie. - Mówiliśmy o sprawie Gene'a Iversona. - Prawda - wyprostował się i odchrząknął. - Co byś chciała wiedzieć? - Czy Chris go zabił? - Nie przebierasz w słowach. - Beck uniósł lewą brew. - A więc? - Dowody przeciwko Chrisowi były czysto poszlakowe. - To nie jest odpowiedź. Przepraszam, przeformułuję: to jest odpowiedź prawnika. - Linia oskarżenia była na tyle słaba, żeby proces zakończył się impasem. - I nigdy nie został wznowiony? - Przede wszystkim w ogóle nie powinien się rozpocząć. - Nie ma trupa, nie ma morderstwa, tak? O tym właśnie rozprawiały wszystkie artykuły, które na ten temat czytała. Nigdy nie odnaleziono ciała Gene'a Iversona. Przepadł bez śladu. - Gdybym to ja był prokuratorem, z pewnością nie podjąłbym się oskarżenia, nie odnalazłszy denata - powiedział Beck. - Nieważne, jak bardzo przekonywające byłyby poszlaki. - Jak to się stało, że zaangażował się pan w sprawę? - Przeczytałem o procesie. Z powodu, który przed chwilą wyłuszczyłem, pomyślałem, że to jakaś bzdura. Przybyłem tutaj, aby wesprzeć kolegę z bractwa i pomóc mu w miarę możliwości. Zanim jednak tu dotarłem, sprawa dobiegła końca. Spotkałem Chrisa i Danny'ego świętujących zwycięstwo w tandetnej spelunie przy zjeździe z autostrady. Znasz to miejsce? - Chodzi o Razorbacka? - Tak jest. Chris postawił wszystkim drinka, żeby uczcić wynik procesu. Klaps Watkins też tam był i zaczął nawijać, jak to sądy są skorumpowane, bogaci ludzie nigdy nie odsiadują kar i tym podobne. Nie spodobało się to ani Chrisowi, ani Danny'emu, który pierwszy zadał cios, stając w obronie starszego brata. Rozpętało się istne piekło. Ja również się dołączyłem i, pomimo przechwałek Watkinsa, przechyliłem szalę zwycięstwa na stronę twojego brata. Wytarliśmy Watkinsem podłogę. - A zatem ocalił pan całą naszą trójkę przed brudnymi paluchami Klapsa Watkinsa. - Na to wygląda - odparł z uśmiechem. - Dobrze jest mieć mnie pod ręką. - Huff i Chris zdają się tak właśnie myśleć. Oparł ręce na stole i pochylił się w jej kierunku. - W tej chwili interesuje mnie to, co ty myślisz. Było to proste stwierdzenie, Sayre wyczuła w nim jednak znacznie bardziej skomplikowany podtekst. - Myślę, że już czas się pożegnać. - Otworzyła torebkę. - Zapłacę za twój obiad. Mam tu otwarty rachunek. - Dziękuję, ale nie. - Obawiasz się zostać moją dłużniczką? Wsunęła dwudziestodolarowy banknot pod cukierniczkę i spojrzała prosto w jego kpiące oczy. - Nie boję się niczego, panie Merchant. Wstał od stolika równocześnie z nią i powędrował za nią w kierunku wyjścia. - Psy? - Słucham? rozbawione: Co teraz? - Jak mam odeprzeć twoje zarzuty, jeśli nie wiem do¬kładnie, na jakiej podstawie oskarżasz moją rodzinę o spo¬wodowanie śmierci Lary? - naciskał. - Mój Uśmiechu zachodzącego Słońca... - Czy możemy porozmawiać? - poprosił książę, prag¬nąc przemówić jej do rozumu. - Jego Wysokość i panna Ingrid zjedzą dziś lunch gdzie indziej - odparł oficjalnym tonem Dominik, gdy go o to spytała i nie chciał zdradzić żadnych szczegółów. - Już próbowałam. Nie mam pomysłu, co mogłoby go skłonić do pozostania. miałem brudne od farby, poprosiłem więc doręczyciela, by zostawił list na stoliku, tuż obok otwartej puszki z farbą. Róża wsłuchiwała się w rozmyślania Małego Księcia, ale nic nie mówiła.
©2019 ten-zawartosc.bialystok.pl - Split Template by One Page Love